
Monika była sumiennie przygotowana do wyjazdu , który znosi dość dobrze jak na 23h. spędzone ze mną w samochodzie . Gdy przeprawiałyśmy się o 4 rano do Moni na statku podszedł chłopiec i gdy kichnął na nią dopiero zorientowałam się jaki jest chory a jego tatuś nieodpowiedzialny i dodam ze Polak . Po przyjeździe podłam Moni leki profilaktycznie ale widać że wirus był silniejszy. Po 4 dobie w sobotę z 11/12 grudnia Monika dostałą gorączki i skonsultowałam się z lekarzem Polskim i podłam leki . Niestety w następną noc było jeszcze gorzej. Monika zaczęła płakać i mówić że bolą ją oczka po zapaleniu światła widok był okropny Monisi oczka były zaklejone gęstą ropą która także spływała z uszu i nosa . Rano przestraszona wysłałam ESA do Pani Ewy tłumacz bo była niedziela a ja tam sama . Reakcja była natychmiastowa przyszła około 8 usałyśmy sie na oddział do szpitala . Oczywiście posiedziałyśmy na oddziale do 13,30 i dopiero obejrzał Monie lekarz , który stwierdził wirusowe zapalenie i dał antybiotyk. Także zadzwoniono do Kena Nischala i podano Moni antybiotyk do oczu . Następnego dnia 13 grudnia (tak jak przed dwoma laty) miał odbyć się przeszczep i przez chorobę przeszczep przeniesiono a my wróciłyśmy do Polski .
Byłam załamana tym bardziej ze tylu jakiś dziwnych zbiegów okoliczności typu :choroba Moni , przeszczep zamiast 8 miał być 13 , zepsuła się nawigacja , padł akumulator , wyrwano mi listewkę dachową i wiele innych ....
Tak miało być Bóg wie co robi i muszę przyznać że czuwa nad moją Monią dzieki Waszemu wsparciu i gorącym modlitwą .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz